niedziela, 30 września 2018

Socjalizacja kota

Pewnie często słyszycie określenia: socjalizacja kota, kot źle zsocjalizowany. Co to właściwie jest ta socjalizacja? Otóż najkrócej mówiąc jest to czas, w którym maleńkie kocię pozostaje ze swoją mamą i rodzeństwem (jeśli je ma) przez 3 miesiące od momentu urodzenia. To także od małego kontakt z człowiekiem. Dzięki prawidłowej socjalizacji malutki kotek może właściwie się rozwijać. Kocia mama jest dla niego najważniejsza, ponieważ daje mu pokarm i poczucie bezpieczeństwa, ciepło, dba o higienę, bawi się z maleństwem. Rodzeństwo jest także niezwykle istotne w rozwoju kotka. Dzięki rodzeństwu mały kotek ćwiczy zapasy, które przygotują go do roli drapieżnika oraz poznaje granice, że jeśli ugryzie za mocno to powoduje ból. Jeśli od małego kotek ma kontakt z człowiekiem, to kiedy dorośnie nie będzie się bał ludzi, będzie ufny i otwarty. 
Kiedy brakuje odpowiedniej socjalizacji, to nie można mieć pewności, że kotek będzie się prawidłowo rozwijał. 
Przyznam się Wam, że ja sama wcześniej nic o socjalizacji nie wiedziałam i nie miałam pojęcia jak ona jest istotna w rozwoju małego kotka, dopóki nie znalazłam Tosi.
Tosia jest przykładem niewłaściwej socjalizacji. Znalazłam ją w kartonie wraz z jej dwoma braciszkami. Maluchy zostały zabrane od mamy. Miały dwa tygodnie. Wzięłam je do swojego domu. Wszystkie trzy były śliczne i rozkoszne. Po miesiącu (zbyt wcześnie!!!) bracia Tosi trafili do nowych domów. Tosia została z Dijusiem. Dopóki była mała była fajnym, rezolutnym kociaczkiem. Ale z upływem czasu rosła, dojrzewała i zaczęły się problemy. Tosia skakała na Dijusia, co bardzo go denerwowało. Działo się to bardzo często. Nie pomagały ani krzyki, ani zamykanie jej na kilka minut w pokoju. Nie skutkowała także zabawa z Tosią, bo mimo, że była zmęczona, to i tak po chwili musiała na Dijusia skoczyć. Dijuś dostawał tabletki na uspokojenie, które nie pomagały. Tosię nie interesowały kartony, które jej przynosiłam. Jedyną zabawą, którą lubiła było aportowanie kuleczki z papierków po cukierkach. Robiła to naprawdę wspaniale i szkoda, że już ta umiejętność u niej zanikła.
Również i mi zachowanie Tosi dało się we znaki. Tosia przychodziła do mnie w nocy i cmokała mnie (choroba sieroca). Kiedy ją odpychałam wskakiwała na łóżko z powrotem. Gryzła mnie także w stopy. Było to bardzo męczące i wiele nocy nie przespałam. Gdy chciałam wziąć Tosię na ręce od razu w ruch szły pazurki i ząbki. Zupełnie jej nie rozumiałam i nie wiedziałam dlaczego tak się zachowuje.
Trwało to prawie rok, dopóki nie znalazłam na ulicy Wisiuni. Zamknęłam Wisię w pokoju, ale Tosia była bardzo ciekawa kto jest za drzwiami i wpuściłam ją do pokoju. Pamiętam, że pierwsze chwile nie były najlepsze, bo obie kotki na siebie syczały. Ale z czasem coraz bardziej się poznawały. Wisiunia była zamknięta przez dwie pierwsze noce w pokoju (była bardzo spokojna, nie miauczała, nie skrobała w drzwi). W dzień wypuszczałam ją, żeby mogła bawić się z Tosią. Potem już nie zamykałam jej na noc. W międzyczasie szukałam dla Wisiuni nowego domu, bo sądziłam, że 3 koty to już trochę za dużo. Znalazłam osobę, która zadeklarowała, że weźmie kotkę, ale nie przyszła po nią. Teraz wiem, że bardzo  dobrze się stało, bo Wisiunia okazała się cudownym zwierzątkiem. W końcu zrozumiałam przyczyny zachowania Tosi. Tym, co powodowało jej frustrację i agresję było to, że nie miała z kim się bawić. Potrzebowała rówieśnika. Jej energia została skierowana na zabawę z Wisią. Już nie skacze na Dijusia, czy na mnie. Wisiunia przywróciła spokój w domu. Jest dla mnie małą bohaterką. Potem rok później pojawiła się Lusia, którą Tosia od razu bardzo polubiła. 
Tosia bardzo się zmieniła. Jest wspaniałym kotkiem. Nie muszę już jej zamykać, nie krzyczę na nią. Rozumiem już mowę jej ciała i wiem kiedy jest rozluźniona. Mogę  wtedy bezpiecznie wziąć ją na ręce. Tosia jest niezwykle wrażliwym kotkiem, dlatego trzeba mówić do niej spokojnym tonem głosu oraz delikatnie ją dotykać. W przeciwnym razie momentalnie staje się pobudzona. Uwielbiam kiedy przychodzi do mnie. Patrzy na mnie tak uroczo i przytula się jak dziecko. 
Ona jedna ma najlepszy kontakt z Dijusiem, bo Wisia i Lusia raczej go unikają. Kiedy Dijuś sobie leży i odpoczywa Tosia przychodzi do niego i podstawia mu główkę, żeby ją wymył. 😊 Potem zasypia przy jego boku.
Historia Tosi ma dobre zakończenie, ale wiem, że nie każdy kotek ma takie szczęście. Często kot jest wyrzucany na ulicę, oddawany do schroniska lub zabijany. A potrzeba tak niewiele, by odmienić jego los. Wystarczy zrozumieć dlaczego zachowuje się tak, a nie inaczej. Trzeba poznać jego historię, a przede wszystkim trzeba chcieć pomóc.











Nie kupuj, adoptuj.

4 komentarze:

Moje koty w 2022 roku

Witajcie moi Kochani.  Wisia Rok 2022 był bardzo trudnym rokiem dla mnie, ponieważ musiałam podjąć bardzo ciężką decyzję dotyczącą Wisiuni. ...