niedziela, 1 stycznia 2023

Moje koty w 2022 roku

Witajcie moi Kochani. 

Wisia
Rok 2022 był bardzo trudnym rokiem dla mnie, ponieważ musiałam podjąć bardzo ciężką decyzję dotyczącą Wisiuni. Zapewne niektórzy z Was śledzą nas na Facebooku i Instagramie i wiedzą, że Wisiunia umarła 5 sierpnia, a ścisłej mówiąc, została uśpiona. (Mimo tego nazwa Cztery Koty pozostanie). Wisiunia gasła z dnia na dzień. Choroba nerek postępowała bardzo szybko. W styczniu ważyła 3,8 kg, a w lipcu już tylko 2,8 kg. Apetyt miała mizerny. Przestała już załatwiać się do kuwety.  Siusiu i kupkę robiła na stole w kuchni, na którym położyłam podkłady.  Cały czas spędzała na lodówce w kuchni. Schodziła z niej na jedzenie, wypicie wody z miseczki, która stała na parapecie, i na załatwienie się na stole. Nie zapomnę jak dzień przed śmiercią popatrzyła na mnie. W jej oczkach było widać ogromne zmęczenie, jej życie w niczym nie przypominało życia sprzed choroby.  Podjęłam decyzję o eutanazji Wisiuni, ponieważ wiedziałam, że nie będzie lepiej tylko coraz gorzej. Jeśli ktoś z Was zmaga się z takim problemem ciężko chorego, nie rokującego poprawy stanu zdrowia zwierzaka, boi się lub nie chce podjąć tej decyzji o eutanazji, proszę nie myślcie w tym momencie o sobie. Ja wiem co to znaczy przywiązanie i miłość do pieska czy kotka. Ale w takim momencie nie my tu jesteśmy najważniejsi, nie myślmy o sobie, tylko i wyłącznie o zwierzątku. Ono nie rozumie dlaczego znalazło się w takim stanie, dlaczego cierpi. Ono tylko wie, że w tym momencie cierpi i jego życie już nie jest komfortowe. My natomiast wiemy że już nie będzie poprawy zdrowia i dlatego najlepszą rzeczą jaką możemy zrobić dla naszego zwierzaka z miłości, to pozwolić mu odejść.  
Jedyną, pozytywną rzeczą w chorobie Wisienki było to, że nie miała anemii, która bardzo często występuje w przewlekłej niewydolności nerek. Jestem pewna, że powodem tego było to, że Wisienka jadła wysoko mięsne karmy mono białkowe, które dawałam wszystkim moim kotkom. Weterynarze na tę chorobę  zawsze polecają karmy weterynaryjne Renal z niską zawartością białka i fosforu. Ale wiadomo, ze mniej białka, to mniej żelaza, a niedobór żelaza powoduje anemię. Nam wetka także polecała takie karmy, ale Wisiunia nie chciała ich jeść, ponieważ to mocznik był odpowiedzialny za brak apetytu i zmianę smaku. Dawałam jej więc to, co miało zachęcający zapach i jej smakowało. Bardzo, bardzo brakuje mi mojej Wisiuni. Miała piękny pyszczek, brązowy nosek i te niesamowicie przepiękne zielone oczka. Do tego miała wspaniały charakter. Nigdy nie pogodzę się z myślą, że umarła mając jedynie 7 lat, że choroba nerek tak niespodziewanie się pojawiła i z taką siłą ją wyniszczyła w zaledwie rok i 7 miesięcy.  Wisienka na zawsze pozostanie w mojej pamięci, tak jak Dijuś. Jestem pewna, że moje dwa aniołki są teraz w Niebie. 

Neko
U Nekusia pojawił się nowy problem zdrowotny. W lipcu któregoś dnia Neko od rana zaczął wymiotować. Najpierw zwymiotował wszystko czego nie strawił z poprzedniego dnia. Potem wiele razy wymiotował białą pianą. Kiedy popił wodę, ją także zwymiotował. Nie chciał w ogóle jeść, co było do niego zupełnie nie podobne, bo Nekuś to wielki żarłoczek, ale było witać, że źle się czuje. Najwięcej wymiotował pierwszego dnia, potem trochę drugiego. W sumie nie najlepiej się czuł 3 dni. Te wymioty były dla mnie tak nagłe i zaskakujące, że wiedziałam, że musi mieć zbadaną krew. I dobrze, że tak zrobiłam, bo okazało się, że Nekuś ma podwyższoną lipazę trzustkową. Wetka poleciła podawanie Amyladolu. O dziwo Nekuś bardzo lubi te tabletki i zjada je z ręki. Problemy z trzustką oznaczają, że dieta musi być z niską zawartością tłuszczu. Zaczęłam więc szukać karm, które mają do 6% tłuszczu. Powyżej już nie. Neko ma nietolerancję pokarmową na kurczaka, która objawia się u niego biegunką dlatego daję jemu oraz Tosi i Lusi karmę zawierającą jedno źródło białka. Dodatkowo więc musiałam ograniczyć wybór karm do tych, które zawierają do 6% tłuszczu, co nie było łatwe, ale udało się. 
Na początku roku 2022 zmieniłam sposób żywienia moich kotów, właśnie ze względu na Nekusia. Wprowadziłam 4 mniejsze posiłki dziennie, mniej więcej o stałych porach. Myślę, że to był dobry pomysł, bo Neko przyzwyczaił się do nich. Wie kiedy dostanie jedzenie i jak już jest czas na karmienie, to przychodzi do mnie i sam przypomina, że już pora na jedzonko. 

Tosia
U mojej Tosiuni także pojawiła się nowa przypadłość. Całe szczęście nie jest ona groźna. W październiku 2021 roku zauważyłam, że Tosi łzawią oczka. Sądziłam, że ma zapalenie spojówek, więc zakrapiałam je gentamycyną, ale to nie pomagało. Poszłyśmy do wetki, a ona powiedziała, że to alergia, ale na kolejnej wizycie zrobiła badanie drożności kanalików łzowych i okazało się, że właśnie to doskwiera Tosi. Najbardziej łzawi jej lewe oczko. Wetka powiedziała, że można zrobić zabieg, oczywiście w narkozie,  ale nie daje on stuprocentowej pewność, że niedrożność nie powróci. Nie jestem do tego przekonana do tego zabiegu. Póki co przemywam Tosi oczka płynem Optex. 
Tosi też odpowiada karmienie czterema posiłkami dziennie, ponieważ kiedy dostawała rzadziej, a więcej jedzenia bardzo często zdarzało się, że wymiotowała i czasami zwisał jej sopel śliny.  Teraz też zdarza jej się wymiotować, ale jest to bardzo rzadkie. 

Lusia
Lusinka niestety również boryka się z problemem, którego nie możemy się pozbyć. Od długiego czasu wylizuje sobie brzuszek, ogonek i tylnie łapki. Nie mam pojęcia co jest tego przyczyną. Jej ogonek dosłownie przypomina ogonek szczurka. 
Dodatkowo Lusia ma zapalenie dziąsełek, choć nie ma dużego kamienia nazębnego, więc smarowałam jej dziąsełka  maścią  Vet Protector. Jednak przy wysokiej cenie, a małej pojemności okazała się ona bardzo niewydajna. Więc kupiłam Vetfood Maxiguard OraZn.
Od chwili kiedy znalazłam i przyniosłam Lusię do domu miała ona cały czas problem z brzuszkiem, tzn. robiła kupkę z krwią i śluzem. Z polecenia wetki wprowadziłam karmę weterynaryjną gastrointestinal. Znalazłam suchą karmę Brit Care Gastrointestinal z łososiem, która posmakowała Lusi. Przez 3 lata Lusia jadła tylko i wyłącznie tę karmę. Naprawdę sądziłam, że ta karma jej pomoże. Jednak tak się nie stało. Śluzu już w kupce nie było, ale krew była nadal. Nieraz było jej naprawdę dużo. Postanowiłam więc przestawić Lusię na mokrą karmę, co mi się udało bez problemu. Suchą karmę nadal jadła, ale najwyżej raz dziennie, w małej ilości. Kupka była już bez krwi. Kiedy sucha karma się skończyła przestałam ją w ogóle kupować i Lusia je już tylko mokrą karmę. 


Karmy, którymi karmię wszystkie moje koty:
- Feringa Pure Meat Menu królik z pastenakiem i ożanką
- Mac's Monoprotein indyk
- Catz Finefood dziczyzna
- Catz Finefood Monoprotein Zooplus kangur
- Catz Finefood Monoprotein Zooplus kaczka
- John Dog for Cats Mousse z przepiórką
- John Dog for Cats Mousse z jagnięciną
- Stuzzy Monoprotein szynka prosciutto
- Canagan tuńczyk oceaniczny
- Wild Freedom Rugged Cliffs tuńczyk
Karmy dla Lusi i Tosi:
- Wild Freedom czysty kurczak
- GranataPet DeliCatessen czysty kurczak

Każdemu z moich kotów dodaję dwa razy dziennie do karmy dwie pompki oleju z łososia Brit Care, żeby dostarczyć im kwasy Omega 3 i kwasy EPA.
Naprawdę nie rozumiem dlaczego karmy weterynaryjne, szczególnie suche, są tak promowane. W przypadku Wisiuni i Lusi ani mokra karma weterynaryjna, ani sucha się nie sprawdziły.  Nie zawsze należy słuchać weterynarzy w tej kwestii, bo jednak większość weterynarzy nie jest jednocześnie dietetykami. Myślę, że w karmieniu chorych kotów najważniejszy jest zdrowy rozsądek oraz obserwacja. Wtedy będziemy wiedzieć, co nasz kot lubi jeść, a czego nie. Dla kotów najważniejszy jest zapach jedzenia. Jeżeli coś kotu ładnie pachnie, to na pewno będzie mu też smakowało. 

Na ten Nowy 2023 Rok Cztery Koty życzą wszystkim kotom i ich opiekunom zdrowia i spokoju. Trzymajcie się Kochani. 😀💙💚💛















czwartek, 9 czerwca 2022

Wisia - znów chory kot.



 Witam Was pięknie moi Drodzy Czytelnicy.

Minęło kilka miesięcy od ostatniego postu, ale mam nadzieję, że wybaczycie mi tę nieobecność na blogu. 

Chcę w tym poście opisać to co się działo i dzieje teraz z moją Wisiuną. Otóż Wisia nie jest zdrowym kotem. To co jej doskwiera to po pierwsze alergia. Wisia miała robione testy z krwi i okazało się, że jest uczulona na roztocza kurzu, pyłki traw i drzew oraz grzyby. Jeśli chodzi o jedzenie to w teście wyszła alergia na ryż, owies, groch i soję. Na żaden rodzaj mięsa Wisiunia nie jest uczulona. Miała wyłysienia, ale po podaniu antybiotyku one zniknęły. Dostawała Apoquel i Pet Ribes Sollievo (Sollievo bierze do tej pory). Alergię często leczy się sterydami, ale niestety ten lek nie może być zastosowany u Wisiuni, ponieważ dotknęła ją druga, bardzo poważna choroba. W grudniu 2020 roku zauważyłam, że Wisia pije więcej wody, ale co dziwne nie robiła wcale więcej siusiu i tak jest do dziś. Miała też problemy z apetytem, nie chciała jeść. Początkowo myślałam, że może to dlatego, że nie odpowiada jej obecność Nekusia przy jedzeniu. Wystraszyłam się, że to może być cukrzyca (Wisiunia była bardzo grubiutkim kotkiem, ważyła ponad 5 kg). W styczniu 2021 roku poszłyśmy do weterynarza. Wyniki krwi wykazały podwyższony mocznik i kreatyninę. Wisiunia miała zrobione też USG, ale niczego złego nie wykazało. Jednak diagnoza padła - przewlekła niewydolność nerek. Byłam zszokowana i załamana. Długo nie mogłam dojść do siebie. Miałam problemy ze snem. Minął rok i 3 miesiące od śmierci Dijusia i znów "powtórka z rozrywki". To było coś niewiarygodnego, tym bardziej, że Wisiunia miała 5 lat, więc była młodym kotkiem. Z dwojga złego wolałabym żeby to była cukrzyca, bo przy odpowiednim prowadzeniu kota, podawaniu codziennie insuliny kot może żyć długo z tą chorobą. Tu jednak tak nie będzie. Wisiunia nie dożyje nawet 10 lat. Od razu miała zalecone lekarstwa: Nefrokrill, Renalvet i tabletki na obniżenie ciśnienia. Potem pojawiły się wymioty, brak apetytu nie ustępował, Wisia jadła jak wróbelek. Jednak po pewnym czasie przestała pić tak dużo wody. W marcu miała ponowne badania krwi. Mocznik i kreatynina były w normie. Wydawało mi się choroba minęła, bo wymioty też minęły.  Jednak nasze szczęście nie trwało długo. Wisia w lipcu 2021 roku znów zaczęła wymiotować. Wyniki krwi ponownie wykazały podwyższony mocznik i kreatyninę. Wisiunia miała podawane kroplówki przez 4 dni, jednak nie przyniosły one poprawy. USG wykazało tym razem, że nerki są zmienione, przebudowane. Wisiunia izolowała się od pozostałych moich kotków. Tak jest do dziś. Ale czasami lubiła ze mną, albo z Tosią posiedzieć. W styczniu 2022 roku miała ponowne badanie krwi. Kreatynina i mocznik były jeszcze wyższe niż poprzednio. Waga - 3,8 kg. Apetyt miała lepszy. Kiedy nie jadła odpowiednio smarowałam jej uszka maścią Mirataz. Teraz niestety znów stosuję tę maść, bo apetyt Wisi bardzo się zmniejszył. Dodatkowo dostaje nowy lek - Semintrę. Waży 2,8 kg, a niedawne badania krwi znów wykazały wzrost kreatyniny i mocznika. Wisiunia ma też w moczu liczne szczawiany wapnia. To kryształki zwane oksalatami. 

Bardzo mi żal mojej Wisiuni. Jest taka młodziutka, ma prawie 7 lat. Nie zapomnę nigdy jak czekała na mnie 2 dni w klombie, żebym wzięła ją do domu. Ludzie przechodzili obok tego klombu i nikt nie słyszał płaczu małego kotka. Kiedy trafiła do naszego domu została od razu zaakceptowana przez Dijusia i Tosię. To nawet Wisia bardziej syczała na Tosię, która była bardzo ciekawa kto to do nas przybył. Przez pierwsze dwie noce zamykałam Wisienkę w pokoju. W ciągu dnia biegała po mieszkaniu i bawiła się z Tosią. Potem przestałam ją zamykać, bo bardzo polubiła się z Tosią i już się nie obawiałam, że stanie się coś złego. Wisiunia wybrała odpowiedni moment, żeby znaleźć dla siebie dom, a przy okazji pomóc Tosi, Dijusiowi i mnie. Tosia miała wtedy prawie rok. Kiedy ją znalazłam miała 2 tygodnie. Była bez mamy. Miała dwóch braciszków. Całe rodzeństwo wzięłam do siebie. Braciszkom znalazłam domy, a Tosia została ze mną. Kiedy była malutka wszystko było dobrze. Ale w miarę dorastania zaczęła skakać na Dijusia, co bardzo go denerwowało. W nocy nie dawała mi spać, gryzła moje stopy. Wiele nocy nie przespałam. Nie mogłam jej podnieść, bo zawsze kończyło się to pogryzieniem i podrapaniem. Krzyczałam na nią, zamykałam w pokoju, ale to nic nie dawało. Nie rozumiałam dlaczego tak się zachowuje. Nawet nie słyszałam wtedy o behawioryźmie zwierząt. Nie wiedziałam, że to wynik braku mamy i rodzeństwa. Kiedy pojawiła się u nas Wisiunia zauważyłam, że wspaniale dogaduje się z Tosią. Tosia przestała w nocy mnie gryźć w stopy. Coraz rzadziej skakała na Dijusia, co po pewnym czasie zupełnie ustało. Teraz rozumiem dlaczego Tosia tak się zachowywała. Była bardzo sfrustrowana tym, że nie ma z kim się bawić, bo Dijuś był już wtedy seniorkiem i nie chciał bawić się z Tosią. Tosia i Wisienka bardzo się pokochały. Do tej pory Wisiunia największym uczuciem darzy tylko Tosię. Nie lubi natomiast Lusi i nie raz jej to okazywała atakując Lusię (kiedyś zapędziła ją pod ścianę). Być może to dlatego, że Lusia trafiła do nas nagle, bez żadnej izolacji. Kiedy ją znalazłam na ulicy szłam wtedy do pracy. Zaniosłam Lusię do domu. Nie miałam już czasu i po prostu zostawiłam ją w korytarzu. Pewnie to nie spodobało się Wisience. Dla Lusi też to był ogromny stres bo kiedy wróciłam z pracy zauważyłam że nic nie zjadła choć w miseczce było jedzenie. Wisia i Lusia nigdy się nie zaprzyjaźniły, jedynie tolerują swoją obecność. Teraz kiedy Wisiunia jest chora w ogóle nie atakuje Lusi. Natomiast Lusia czasami doskakiwała do Wisi pacając ją łapką w myśl zasady, że najlepszą obroną jest atak. Jeśli chodzi o Neko, to Wisiunia zaakceptowała go. Pozwala mu, żeby polizał jej główkę. Natomiast nie cierpi kiedy Nekuś nagle na nią napada. Wisiunia mocno wtedy krzyczy. 

Jestem bardzo wdzięczna Wisience, że pomogła nam w trudnym czasie, że odciągnęła Tosię od Dijusia. Dzięki temu wszyscy odzyskaliśmy spokój. Wisienka jest cudowną kotką. Nigdy mnie nie podrapała i nie ugryzła. Uwielbia wygrzewać się na słoneczku, na parapecie lub balkonie. Z podawaniem jej leków nie ma większego problemu, choć tego nie lubi. Bardzo zmizerniała przez tę chorobę, ale jeszcze się nie poddaje. Oby jak najdłużej.








niedziela, 5 września 2021

Dijuś. Neko - po japońsku znaczy KOT

 Witajcie moi Drodzy.

Wiem, że odzywam się po prawie dwóch latach nieobecności na blogu. Zapewne domyślacie się czym było to spowodowane. Oczywiście odejściem Dijusia. On ogromnie wiele dla mnie znaczył i zrobił, a był jedynie małym zwierzątkiem. Ale dla mnie był aniołkiem, istotką naprawdę nie z tej Ziemi. Pamiętam, że kiedy go adoptowałam ze schroniska w Koninie siedział ze mną z przodu w samochodzie i w ogóle się nie bał, nie miauczał. W domu także nigdzie się nie schował. Bardzo szybko zapamiętał rozkład mieszkania, gdzie jest kuweta i miseczka na jedzenie i wodę. Nigdy nie przeszkadzało mu to, że kuweta i miseczki stoją obok siebie w kuchni. Był bardzo ufny, choć na moich kolanach usiadł dopiero po dwóch latach. Od tamtej chwili już zawsze przychodził do mnie. Całkiem niedawno zdałam sobie sprawę, że Dijuś wcale nie liniał. Nigdy nie sprzątałam jego futerka z mebli. Nigdy niczego nie zbił, nie zrzucił, nie zniszczył. Nie gryzł i nie wykopywał ziemi z kwiatów, nie drapał mebli, choć nie miał ani jednego drapaka. Dopiero kiedy pojawiła się Tosia kupiłam pierwszy drapak, bo wcześniej nie wiedziałam, że koty tego potrzebują. Nie bał się żadnych zmian, ani remontu, głośnych hałasów, obcych ludzi. On po prostu wiedział, że w domu nic złego mu się nie stanie. To dzięki niemu mogłam przynosić różne kocie znajdki, przez chwilę były też dwa pieski i Dijuś wszystkich akceptował. Zawsze na mnie czekał gdy wracałam z pracy, z wakacji, czy ze szpitala. Jego i mnie los doświadczył problemami zdrowotnymi, więc Dijuś był dla mnie prawdziwym przyjacielem. Dodawał mi otuchy w ciężkich dla mnie momentach. Był niezwykle silny psychicznie i dzielny. Pierwsze dwa lata bardzo dzielnie radził sobie z przewlekłą niewydolnością nerek. Potem nadszedł 2019 rok i jego zdrowie się załamało. Sama bałam się, że szybko nastąpi koniec, ale Dijuś nie chciał się tak szybko poddać. Jak tylko poczuł się troszkę lepiej, to zamieszkał na najwyższym legowisku swojego ulubionego drapaka. Mieszkał tam chyba 4 miesiące.  Zdążyłam wyprawić mu imprezkę na jego 16 urodziny, na które zostały zaproszone także Tosia, Wisia i Lusia. Dopiero tak na dwa miesiące przed śmiercią zaczął tracić apetyt. Potem było coraz gorzej. Karmiłam go strzykawką, ale jedzenie wypływało z pyszczka. Nawet gdy nic już nie jadł, to zachował w sobie pokorę i zgodę na to co będzie. Obiecałam mu i sobie, że w tej ostatniej chwili go nie zostawię, i dotrzymałam słowa. Bo przecież nie zostawia się przyjaciela, z którym spędziło się prawie 16 lat cudownego życia. Każdego dnia i w każdej chwili ogromnie mi go brakuje. Ta pustka po nim jest bardzo wyczuwalna. Rozumiecie więc teraz, dlaczego tak długo nie pisałam. Jego śmierć tak bardzo mnie przybiła, że nie miałam żadnej ochoty na dalsze prowadzenie bloga. Ale żeby cel, jaki sobie postawiłam prowadząc tego bloga, czyli promowanie adopcji kotów niepełnosprawnych, chorych i starych nadal miał sens postanowiłam znów pisać. 

Neko.
Ci z Was, którzy śledzą nas na Facebooku i Instagramie wiedzą, że jeszcze kiedyś Dijuś żył, na dwa miesiące przed jego śmiercią, pojawił się u nas malutki kotek. Dałam mu na imię Neko, bo bardzo podoba mi się to japońskie słowo, i jest ono nawiązaniem do imienia Dijo, też 4-literowe i kończy się na literę O.
Nekusia wzięłam z miejsca, w którym pracuję w sierpniu 2019 roku. Miał wtedy około miesiąca. Ma on jeszcze dwójkę rodzeństwa, braciszka i siostrzyczkę, które zabrała inna osoba. Nie chciałam zabierać go od mamy i rodzeństwa, był jeszcze taki malutki. Ale gdy zobaczyłam jego pupkę, to stwierdziłam, że wezmę go do domu, bo pupka sama mu się nie zagoi. Mógł przecież dostać zakażenia. Przez to nawet nie szukałam dla niego domu, bo wiedziałam, że nikt go nie zechce wziąć, szczególnie do domu z dziećmi. A co było z jego pupką nie tak? Otóż Nekuś miał wysunięty odbyt, fachowo nazywa się to wynicowanie odbytu. Możecie sobie to wygooglować, żeby zobaczyć jak to wygląda, ale nie jest to przyjemny widok. Wetka powiedziała, żeby smarować to wazeliną i tak robiłam. Bałam się, że to mu nie zniknie, nawet w pewnym momencie zrobiła mu się taka oponka i wyglądało to naprawdę okropnie, zapach też nie był przyjemny. Ta oponka zrobiła mu się na skutek zatwardzenia. Dałam mu więc troszkę lactulosum i pomogło. Oponka zniknęła i z czasem odbyt stał się normalny. Ale na tym problemy z Neko nie skończyły się. W miarę jak dorastał okazało się, że ma ogromny apetyt. Cały czas by jadł i jadł, bez końca. Wcześniej zostawiałam moim kotkom jedzenie, ale z Nekusiem nie było to możliwe, bo zjadłby wszystko od razu. Zaczęłam więc dawać im jedzenie o konkretnych porach. Neko ma taki odruch, że ciągle coś by gryzł, mielił w pyszczku, nawet jeśli nie nadaje się to do jedzenia, np. gumową przykrywkę na puszki. Bardzo lubi gdy przykładam swój palec do jego pyszczka i on wtedy mlaska, nie gryząc mojego palca. Muszę bardzo pilnować go podczas posiłku, bo gdy kończy swoją porcję natychmiast zabiera się do wyjadania karmy dziewczynkom. Gdy zdarza mi się wyjść na chwilę z kuchni, to od razu wiem, że komuś wyjada. A poznaję to po tym, że warczy gdy kradnie jedzenie. Sam się demaskuje. Mały złodziej. 😀 Ale najczęściej pilnuję go i gdy zjada swoją porcję, to zamykam go w pokoju. W kuchni nie mogę zostawić niczego, dosłownie niczego, co mógłby zjeść. Wszystko muszę chować. Czasami jest to bardzo męczące, bo nie raz zdarzyło mi się zapomnieć czegoś schować i Neko już był na blacie. Po zabiegu kastracji Nekuś stał się prawdziwym kocurkiem. Jest bardzo silny i ciężki, choć nie jest gruby. Kiedy go ważyłam u wetki w tamtym roku ważył około 6 kg. Kawał kota. 😀W zeszłym roku pojawił się nowy problem u Nekusia, tym razem zdrowotny. Neko dostał biegunki. Nie trafiał też do kuwety. Podawałam mu tabletki Dia dog 'n cat, ale niestety nie pomogły. Zabrałam go do weterynarza i Neko dostał antybiotyk. Antybiotyk pomógł na krótki czas. Znów pojawiła się biegunka, a także wymioty. Pani weterynarz powiedziała, że to może być alergia. I rzeczywiście zorientowałam się, że Neko ma te dolegliwości gdy daję mu karmę z kurczakiem. Przestałam mu ją dawać, zarówno mokrą, jak i suchą i problem z brzuszkiem się skończył. Teraz daję mu karmę mokrą i suchą, które nie mają nic z kurczaka, ani mięsa, czy tłuszczu. A czym karmię Nekusia? Weterynarze polecają karmy weterynaryjne, hipoalergiczne. Ja jednak nie jestem do nich przekonana. Wyczytałam gdzieś w internecie, żeby podawać karmy monobiałkowe, czyli zawierające jeden rodzaj białka, np. karma tylko z wołowiną, tylko z łososiem, itd. I to mi się bardzo podoba, bo karma monobiałkowa jest delikatniejsza dla kociego brzuszka niż karmy z różnymi rodzajami mięsa. Jeśli chodzi o rodzaj karmy podstawowej w żywieniu nie tylko Nekusia, ale wszystkich moich kotków, to jest to mokra karma, ponieważ karmienie zwierząt wyłącznie suchą karmą uważam za niewłaściwe. Prędzej czy później takie żywienie odbije się na zdrowiu zwierzęcia. Koty to zwierzęta wyłącznie mięsożerne, więc muszą dostawać mięso, muszą czuć je w pyszczku. Ze względu na ciężar Nekusia, żeby nie przytył dodatkowo czytam składy karm i wybieram te o niskiej zawartości tłuszczu. Maksymalną granicą jest 8%. Karmę suchą także im daję, ale nie codziennie, bo też ją bardzo lubią, ale jest to przekąska, mały dodatek do jedzenia. 
Oto lista karm, którymi karmię Neko:
- karma mokra Gussto wołowina
- karma mokra Gussto łosoś (ta karma jest wyjątkiem, bo zawiera 8,8% tłuszczu, ale kupuję ją, bo chcę, żeby moje kotki jadły też dobrej jakości rybę)
- karma mokra Gussto cielęcina
- karma mokra Feringa Pure Meat Menu królik
- karma mokra Catz Finefood Purrrr wieprzowina
- karma mokra Catz Finefood dziczyzna
- karma mokra Catz Finefood cielęcina
- karma mokra Mac's Sensitive indyk
- karma mokra Mac's wołowina
- karma mokra Power Of Nature królik
Jeśli chodzi o Lusię, Tosię i Wisię, to one  też jedzą te karmy co Nekuś, ale dostają także karmę z kurczakiem:
- mokra karma GranataPet kurczak
Jeśli chodzi o karmę suchą, to zarówno Neko, jak i dziewczynki dostają:
- karmę suchą Canagan łosoś
- karmę suchą Acana Grasslands (stara linia bez kurczaka, nowa linia niestety już kurczaka zawiera)
Wszystkie te karmy są bezzbożowe, z dużą ilością mięsa. Mają naprawdę świetne składy. Bardzo Wam je polecam. 🙂
Jaki jest Neko? Naprawdę cudowny. Uwielbia gdy zwraca się na niego uwagę, mówi do niego i głaszcze się po główce. Bardzo często rano przychodzi do mnie do łóżka, kładzie mi się na brzuchu i patrzy się na mnie tymi swoimi przepięknymi oczami. Albo kładzie się po mojej prawej stronie i tak leży  przytulony do mnie. Jest po prostu uroczy. Bardzo lubi mnie obserwować jak coś robię, wpatruje się we mnie cały czas. A te jego oczy są po prostu niezwykłe. Nekuś potrafi aportować. Sam się tego nauczył. Przynosi mi swoją ulubioną zabawkę, kuleczkę, pomponik i rzucam mu, a on ten pomponik znów przynosi. Uwielbia bawić się z Tosią i Lusią. Tosia od razu go polubiła i zaakceptowała, tak samo było z Dijusiem, nawet nie prychnął na Nekusia. Natomiast Lusia przez pierwszy miesiąc bardzo się go bała, mimo tego że początkowo był w kojcu. Po miesiącu było już dobrze. Lusia zaczęła się z nim bawić i również bardzo go polubiła.  Natomiast Wisia chyba nigdy tak naprawdę go nie zaakceptowała. Jedynie toleruje go. Nigdy się z nim nie bawiła, wręcz nie cierpi tego, gdy Neko ją zaczepia. Bardzo głośno wtedy krzyczy. Pozwała mu tylko na polizanie swojej główki. 
Neko był 3 razy na dworze, na smyczy. Sądziłam, że to będzie dla niego fajna rozrywka, ale niestety nie była. Za każdym razem był wystraszony i ciągnął w kierunku bloku. Przestałam więc z nim wychodzić. Nekuś najlepiej czuje się w domku. Mój mały domator.  😊
Tak więc poznaliście mojego Nekusia. Jest naprawdę fajnym, sympatycznym kotkiem, bardzo inteligentnym. Poniżej wstawiłam jego zdjęcia. Życzę miłego oglądania. Pozdrawiam Was serdecznie.

























niedziela, 26 maja 2019

Kot grubasek

Czy Wasze koty mają nadwagę i zastanawiacie się co zrobić, żeby schudły? Moje koty, a przede wszystkim Tosia, Wisia i Lusia są niestety grubiutkie. O dziwo Dijuś nie jest gruby. Nigdy nie był, mimo że miał kastrację. Zabieg kastracji kocurków i sterylizacji kotek bardzo często ma duży wpływ na zwiększenie ich wagi ciała. Ale największy wpływ na to mamy niestety my, opiekunowie naszych ukochanych mruczków.  Nadwaga i otyłość u kotów, szczególnie tych niewychodzących to bardzo częsty problem. Przyczyny, które je powodują to: brak ruchu i przekarmienie. Skutkiem tego jest, że nasze koty to chodzące tłuściutkie kuleczki. Dlaczego to robimy? Ponieważ na zabawę z kotem najczęściej nie mamy czasu albo nam się nie chce. A przekarmiamy je dlatego że jest ich nam żal i chcemy coś im zrekompensować np. to że tyle godzin czekają na nas w ciągu dnia, więc zostawiamy im jedzenie, żeby miały do niego stały dostęp. Wydaje nam się, że robimy to z miłości. Takie myślenie jest jednak błędne. Otyłość może doprowadzić do wielu chorób i dolegliwości np. cukrzycy, chorób serca, wątroby, nerek, zwyrodnienia stawów, nadciśnienia, nowotworów.
Tak jak napisałam powyżej jedynie oprócz Dijusia moje koty mają nadwagę więc postanowiłam je odchudzić. Zaczęłam się z nimi bawić. Dziewczynki uwielbiają wędkę. Dzięki temu mają codzienną porcję ruchu. Przestałam zostawiać im jedzenie na cały dzień i zaczęłam karmić je o stałych porach: rano i kiedy wracam z pracy do domu. Na noc nie dostają nic. Suchą karmę daję im na tablicy, która ma różne przeszkody i żeby wydobyć chrupka trzeba pomyśleć jak to zrobić. Niedużą ilość chrupek wrzucam także do kuli, która ma dziurki.  Moja Tosia je jakby nie miało być jutra. Je dużo i szybko. Czasami wymiotuje, bo nie jest w stanie strawić tyle jedzenia. Dlatego kupiłam moim kotkom miseczki spowalniające jedzenie. To był bardzo dobry pomysł, ponieważ muszą troszkę się wysilić, żeby wydobyć jedzonko dzięki czemu jedzą dużo wolniej. Miseczki kupiłam na Allegro. Polecam. 😊
Na koniec chcę Wam polecić książkę Jacksona Galaxy - "Kocie mojo". Są w niej przedstawione różne problemy, z którymi borykają się opiekunowie kotów oraz sposoby ich rozwiązania. Z tej książki dowiedziałam się o miskach spowalniających jedzenie. Warto czytać takie książki, ponieważ pozwalają nam one lepiej zrozumieć kota i nawiązać z nim lepszą więź. 





















sobota, 20 kwietnia 2019

Dijuś - kot o wielkiej woli życia

Witam Was moi drodzy Czytelnicy po długiej przerwie. Nie pisałam nic, ponieważ bardzo bałam się o zdrowie Dijusia i po prostu nie miałam nastroju i chęci na pisanie posta.  
Teraz jego stan zdrowia ustabilizował się i chcę podzielić się z Wami moimi doświadczeniami w opiece nad kotem, który choruje na przewlekłą niewydolność nerek (pnn), a także ma inne dolegliwości.
Zacznę od początku. Choroba Dijusia zaczęła się we wrześniu 2016 roku. Dijuś spał codziennie ze mną w łóżku i pewnego dnia w miejscu gdzie leżał wyczułam zapach moczu. Nie było to całkowite opróżnienie pęcherza, ale popuszczanie niedużej ilości moczu. Powtarzało się to wielokrotnie. W końcu zabrałam Dijusia do weterynarza. Wetka powiedziała, że trzeba zrobić badanie moczu. Nie wiedziałam jak to zrobić, ale gdzieś w internecie przeczytałam, że trzeba podnieść ogonek i rzeczywiście, kiedy Dijuś wszedł do kuwetki, podniosłam jego ogonek, podstawiłam pojemnik na mocz i udało mi się mocz pobrać.  Niestety wynik badania moczu nie był dobry. Okazało się, że Dijuś ma białko w moczu, czyli białkomocz. W końcu padła diagnoza - przewlekła niewydolność nerek.  Wiele razy miał badaną krew m.in.: ALAT (enzym wątrobowy), T4 (hormon tarczycy), kreatynina, mocznik, glukoza. Miał bardzo podwyższony ALAT, a także T4, co oznaczało, że pojawiła się u niego nowa choroba - nadczynność tarczycy. Dijuś zaczął przyjmować kilka tabletek dziennie:
- Rubenal 75 2 x dziennie na nerki
- Hepatiale Forte Advanced pół tabletki na wątrobę
- Essentiale Forte co drugi dzień na wątrobę
- Thiafeline 2 lub 1 tabletka na tarczycę
- Aktikor 1/4 tabletki na obniżenie ciśnienia
- Witamina C pół tabletki
Przez cały 2017 i 2018 rok Dijuś czuł się całkiem dobrze. Zdarzyło mu się nie raz zrobić siusiu na łóżko. Dużo spał. Mimo niezbyt dobrych wyników, wymiotów, apetyt zawsze mu dopisywał. 
Na przełomie 2018/2019 roku Dijuś zaczął spać i odpoczywać w kuchni obok kaloryfera. Nie wiem dlaczego, być może potrzebował więcej ciepła. Tak było przez prawie cały styczeń. W styczniu Dijuś kilka razy zrobił siusiu nie do kuwety. To było więcej niż w całym 2018 roku. Niestety potem było gorzej. Dijuś przestał w ogóle załatwiać się do kuwety. Musiałam kupić podkłady. Szczególnie upodobał sobie robienie siusiu na dywan i tam położyłam podkłady. Potem Dijuś przeniósł się na drapak, który uwielbia. Wdrapuje się na najwyższe legowisko i tam śpi, odpoczywa, je i robi siusiu. Zaczął brać na nerki nowy lek - Nefrokrill. 
Na początku lutego wyniki badania krwi wyszły bardzo złe. Dijuś miał bardzo wysoki poziom kreatyniny oraz mocznika i wetka zadecydowała o wprowadzeniu do leczenia kroplówek. Kroplówki miał podawane przez około 3 tygodnie. Podawanie kroplówek skończyło się kiedy żyłki odmówiły posłuszeństwa w obu łapkach i przepłukiwanie ich powodowało ból. 
Powiem Wam, że Dijuś to cudowny mały pacjent. Mimo, że kiedy jestem  w pracy robi siusiu na drapaku, to gdy śpi ze mną, wstaje rano i idzie zrobić siusiu do kuwety. 😊 Ostatnio także wieczorem, gdy widzę, że chce siusiu (jest niespokojny, kręci się w kółko, pomiaukuje) biorę go na ręce, stawiam przy kuwetce i Dijuś po krótkim pomyślunku załatwia się do niej. 😊 Z podawaniem tabletek nie ma większego problemu, choć Dijuś tego nie lubi. Przed połknięciem Dijuś musi coś zjeść, bo kiedy dawałam mu leki na czczo, to nie raz je zwymiotował. Tabletki wkładam mu do gardziołka, a potem stawiam go przy miseczce z wodą, żeby mógł je popić. Dijuś pije dużo wody. Ma jakiś niezwykły zmysł, bo potrafił wyczuć, że zawsze stawiam wodę na parapecie przy łóżku przed pójściem spać. Staje na tylnych łapkach na łóżku, przednimi opiera się o parapet i popija wodę. Wizyty u wetki były zawsze stresujące dla Dijusia, ale mam wrażenie, że ostatnio Dijuś ma ich po prostu dosyć (bardzo mocno krzyczy), że jedyne czego potrzebuje najbardziej to spokój. Podjęłyśmy więc decyzję, że wizyta będzie wtedy, gdy będzie działo się coś złego. Wysoki poziom mocznika nadal się utrzymuje i wetka powiedziała, żeby dawać Dijusiowi karmę weterynaryjną Renal. Saszetki bardzo mu smakują, co niezmiernie mnie cieszy. Dijuś ma odstawiony Thiafeline. Poziom T4 unormował się. Niestety zaczął podjadać żwirek i podaję mu Multivital Cat. 
Kiedy pod koniec stycznia Dijuś przestał załatwiać się do kuwety, a potem były kroplówki naprawdę miałam złe przeczucia. Bardzo się bałam, że niedługo nastąpi koniec, ale Dijuś po raz kolejny mnie zadziwił. Nigdzie, za żaden Tęczowy Most się nie wybiera, bo w domku ma najlepiej. 😊To jest niesamowite ile w tym małym ciałku jest siły. Bardzo bym chciała, żeby Dijuś doczekał w czerwcu swoich 16 urodzin, a potem w październiku, także 16 rocznicy adoptowania go ze schroniska w Koninie.

Napiszcie jakie Wy macie doświadczenia w opiece nad kotem z pnn. Wymiana informacji sprzyja wzajemnej edukacji. 😊














Nie kupuj, adoptuj.












Moje koty w 2022 roku

Witajcie moi Kochani.  Wisia Rok 2022 był bardzo trudnym rokiem dla mnie, ponieważ musiałam podjąć bardzo ciężką decyzję dotyczącą Wisiuni. ...