sobota, 25 lutego 2017

Tosia rozbójniczka

Tosia pojawiła się w naszym domu dokładnie 6 października 2014 roku. Dijuś miał wtedy 11 lat. Był to poniedziałek, pierwszy dzień w pracy po urlopie. Od razu dowiedziałam się, że przed budynkiem miejsca gdzie pracuję znajdują się w kartonie 3 maleńkie kotki. Strasznie płakały i krzyczały z głodu i zimna. Zostały zbyt wcześnie zabrane od mamy. Natychmiast zaniosłam je do budynku, dałam im mleczka. Uspokoiły się i zasnęły. Postanowiłam zabrać je do swojego domu. Okazało się, że były to 2 kocurki i kotka. Ich wiek określiłam na 2 tygodnie. Kotki miały ogromny apetyt. Karmiłam je mleczkiem ze strzykawki. Kiedy tylko przychodziłam je nakarmić właziły na mnie na zmianę i głośno miauczały. Gdy się najadły natychmiast się uspokajały. Po kilku dniach pobytu u mnie postawiłam kuwetę i od razu wiedziały do czego służy. Tosia od początku miała już imię. Mimo, że szukałam dla niej domu, to w głębi duszy nie chciałam jej nikomu oddawać. Dla kocurków znalazłam domy. Tosia została z nami. Kiedy była mała wszystko było dobrze. Jednak kiedy stawała się coraz większa zaczęła skakać na Dijusia co bardzo go denerwowało. Było to bardzo częste. Nie wiedziałam jak sobie z tym poradzić. Nie pomagało zmęczenie jej zabawą, zamykanie na kilka minut w pokoju, krzyczenie na nią. Dijuś stał się kłębkiem nerwów. Dostawał tabletki na uspokojenie, które nie pomagały. Wyobrażam sobie co działo się w domu kiedy byłam w pracy. Dijuś był całkowicie bezbronny, a ja bezradna. Tosia rozgrzebywała ziemię w dużym benjaminku. Próbowałam ją zniechęcić do tego pryskając ją wodą - bez rezultatu. W nocy Tosia nie spała. Właziła pod kołdrę i gryzła moje stopy. Przychodziła do mnie i cmokała mnie. Wiele nocy nie przespałam. Wiele razy mnie podrapała i pogryzła. Nie umiałam z nią postępować. Nie rozumiałam jej. Nie wiedziałam dlaczego tak się zachowuje. Wszystko wyjaśniło się dopiero po kilku miesiącach. Ale o tym w następnym poście.






Tosia - luty 2017




niedziela, 19 lutego 2017

Dijo - kot, który patrzy sercem

Ten post jest nawiązaniem do poprzedniego. Zakończyłam na schronisku dla bezdomnych zwierząt. Jeździłam tam, żeby trochę pomóc w opiece nad kotami: nakarmić, posprzątać kuwety i całe pomieszczenie, no i oczywiście głaskać koty. Niektóre z nich same przychodziły do mnie i pchały się na kolana. Nie miałam wtedy jeszcze myśli, że zaadoptuję kota, nawet tego nie chciałam. Ale jednak podczas kolejnej wizyty moja uwaga skupiła się na kotku, który siedział na taborecie. Był niewidomy. Z tego też powodu bałam się go pogłaskać, bo nie wiedziałam jak zareaguje na mój dotyk. W końcu jednak się odważyłam i przekonałam się, że jest to bardzo spokojny, fajny kotek. Miał 4 miesiące, podobno znaleziony w piwnicy, oczka zniszczone przez koci katar. Nazwano go Dijo. Bardzo spodobał mi się ten kotek. Obserwowałam jakie ma relacje z innymi kotami. Był naprawdę spokojny i towarzyski. W końcu postanowiłam, że go zaadoptuję. To była niedziela 26 października 2003 roku. Do schroniska przyjechałam z tatą. Podpisałam umowę adopcyjną i wsiedliśmy do samochodu. Siedział ze mną z przodu. Podczas jazdy Dijuś był bardzo cichutki i spokojny, nawet nie miauknął. Myślałam nad innym imieniem dla niego, ale żadnego ładnego nie wymyśliłam i Dijuś pozostał Dijusiem. Już na drugi dzień musiałam zostawić go samego w domu, ponieważ szłam do pracy. Byłam na stażu. Dijuś zaakceptował to, że wiele godzin nie ma mnie w domu. Szybko nauczył się na pamięć rozkładu mieszkania, gdzie jest miseczka i kuweta. Do tej pory potrafi zaakceptować zmiany w domu. W ciągu 11 lat swojego życia Dijuś mieszkał tylko ze mną, choć nie raz zdarzało się, że do domu przyniosłam małą kocią znajdkę. Miałam także dwa psy, ale bardzo krótko. Dla wszystkich tych zwierzaków udało mi się znaleźć domy. Dijuś nigdy wobec żadnego z nich nie był agresywny. Fuknął, prychnął i na tym się kończyło. Był kiedyś ze mną w innym mieście, gdzie nocowaliśmy i bardzo dobrze się zachowywał. Wychodził ze mną na dwór na smyczy, której wcale się nie bał i szedł jak piesek tylko swoimi drogami. :) Brałam go także do rodziców, którzy mają ogród, żeby trochę pochodził po trawce. Teraz kiedy jest już starszy nigdzie go nie zabieram, bo to zbyt duży stres dla niego. Potrzebuje już tylko spokoju. Bardzo dużo śpi. Jest do mnie bardzo przywiązany. Od kilku miesięcy śpi ze mną codziennie. On na poduszce, a ja na jaśku. :) Dzięki temu dobrze się czuje, bezpiecznie. To niezwykły kot.
W następnym poście opiszę historię Tosi.

piątek, 17 lutego 2017

Światowy Dzień Kota

Dziś nasze koty obchodzą swoje święto. Powinniśmy być dla nich dobrzy każdego dnia, bo jak napisał w "Małym księciu" Antoine de Saint Exupery "jesteś odpowiedzialny za to, co oswoiłeś". Każdy kto ma kota, wie że czasami trudno jest zdobyć jego zaufanie, bo to zwierzę bardzo niezależne. Jednak gdy to się już stanie i kot pozwoli się pogłaskać lub, co więcej wskoczy na kolana, to znaczy, że nas zaakceptował. A zyskać zaufanie kota jest bezcenne. 
Leonardo da Vinci powiedział, że "nawet najmarniejszy kot jest arcydziełem" i w pełni się z tym zgadzam. Każdy kot, niepełnosprawny czy zdrowy jest pełen uroku, a jego ruchy są pełne gracji i elegancji. I właśnie ta doskonałość kocich ruchów oraz indywidualność kotów tak mnie fascynują już od wielu lat. Sama bowiem mam coś w sobie z kota. Jednak wcześniej moje kontakty z kotami nie były tak intensywne. Powiem więcej, w ogóle ich nie było. Moja babcia miała kotkę, a ja nigdy jej nie dotknęłam, bo bałam się jej. Bałam się jej nieobliczalności. Tak mi się wówczas wydawało. Potem gdy pojechałam do koleżanki, która miała kotkę przekonałam się, że naprawdę nie ma czego się bać i sama podchodziłam do kotki, żeby ją pogłaskać. Teraz wiem, że bardzo często boimy się tego, czego nie znamy. Ale warto pokonywać swoje strachy, bo dzięki temu możemy osiągnąć wiele rzeczy, o których marzymy lub nieoczekiwanie zyskać małego przyjaciela - kota. :) Dzięki bliższemu poznaniu małej kociej istotki mój stosunek do kotów bardzo się zmienił i zaowocował tym, że pojechałam do schroniska dla zwierząt. Jeździłam tam co tydzień przez miesiąc, a co z tego wynikło - w następnym poście. :)

Najpiękniejsza piosenka o miłości do kotów
Queen - Delilah

A tu Freddie Mercury w cudownej kamizelce z wizerunkami swoich kotów
Queen - These Are The Days Of Our Lives



wtorek, 14 lutego 2017

Walentynki

Dziś są Walentynki. Dzień, w którym ludzie okazują sobie miłość w różny sposób: kupując kwiaty i inne drobne prezenty, przez pocałunek. Nie zapominajmy również o naszych ukochanych zwierzakach. To istoty czujące i niezwykle wrażliwe. One także zasługują na miłość, szacunek i dobre traktowanie. Nie tylko w Walentynki, ale każdego dnia.

Dijuś, mój ukochany kotek



niedziela, 12 lutego 2017

Leniwa niedziela

Dziś jest niedziela. Ten dzień najczęściej spędzam z moimi kotami. Po moim zachowaniu poznają, że różni się on od pozostałych dni kiedy to nie wstaję rano, żeby iść do pracy.     W niedzielę ich zabawy (tzn. kotek, bo Dijuś się z nimi nie bawi) nie są tak intensywne. Więcej śpią. Nie tylko ludzie lubią leniuchować. :)


piątek, 10 lutego 2017

Początek

Witam wszystkich na moim blogu.
Jak sama nazwa bloga mówi, będzie to blog poświęcony przede wszystkim moim czterem kotom, ale nie tylko. A moje koty to: Dijuś, który ma 13 lat, Tosia - 2 latka, Wisia ma rok,   a Lusia - 7 miesięcy. Mieszkamy wszyscy w małym wielkopolskim mieście w bloku na 4 piętrze. 
Uwielbiam koty. Nie wyobrażam sobie życia bez nich. Z nimi naprawdę jest ono bogatsze, pełniejsze, bardziej wartościowe. Patrzenie na kocie ruchy, kocie igraszki, dotykanie, głaskanie kotów jest wspaniałą terapią na skołatane nerwy i smutek. NAJLEPSZY LEK - KOTEK. :)

Oto moje koty.


Dijuś i ja

Tosia

Wisia

Lusia

Moje koty w 2022 roku

Witajcie moi Kochani.  Wisia Rok 2022 był bardzo trudnym rokiem dla mnie, ponieważ musiałam podjąć bardzo ciężką decyzję dotyczącą Wisiuni. ...