niedziela, 19 lutego 2017

Dijo - kot, który patrzy sercem

Ten post jest nawiązaniem do poprzedniego. Zakończyłam na schronisku dla bezdomnych zwierząt. Jeździłam tam, żeby trochę pomóc w opiece nad kotami: nakarmić, posprzątać kuwety i całe pomieszczenie, no i oczywiście głaskać koty. Niektóre z nich same przychodziły do mnie i pchały się na kolana. Nie miałam wtedy jeszcze myśli, że zaadoptuję kota, nawet tego nie chciałam. Ale jednak podczas kolejnej wizyty moja uwaga skupiła się na kotku, który siedział na taborecie. Był niewidomy. Z tego też powodu bałam się go pogłaskać, bo nie wiedziałam jak zareaguje na mój dotyk. W końcu jednak się odważyłam i przekonałam się, że jest to bardzo spokojny, fajny kotek. Miał 4 miesiące, podobno znaleziony w piwnicy, oczka zniszczone przez koci katar. Nazwano go Dijo. Bardzo spodobał mi się ten kotek. Obserwowałam jakie ma relacje z innymi kotami. Był naprawdę spokojny i towarzyski. W końcu postanowiłam, że go zaadoptuję. To była niedziela 26 października 2003 roku. Do schroniska przyjechałam z tatą. Podpisałam umowę adopcyjną i wsiedliśmy do samochodu. Siedział ze mną z przodu. Podczas jazdy Dijuś był bardzo cichutki i spokojny, nawet nie miauknął. Myślałam nad innym imieniem dla niego, ale żadnego ładnego nie wymyśliłam i Dijuś pozostał Dijusiem. Już na drugi dzień musiałam zostawić go samego w domu, ponieważ szłam do pracy. Byłam na stażu. Dijuś zaakceptował to, że wiele godzin nie ma mnie w domu. Szybko nauczył się na pamięć rozkładu mieszkania, gdzie jest miseczka i kuweta. Do tej pory potrafi zaakceptować zmiany w domu. W ciągu 11 lat swojego życia Dijuś mieszkał tylko ze mną, choć nie raz zdarzało się, że do domu przyniosłam małą kocią znajdkę. Miałam także dwa psy, ale bardzo krótko. Dla wszystkich tych zwierzaków udało mi się znaleźć domy. Dijuś nigdy wobec żadnego z nich nie był agresywny. Fuknął, prychnął i na tym się kończyło. Był kiedyś ze mną w innym mieście, gdzie nocowaliśmy i bardzo dobrze się zachowywał. Wychodził ze mną na dwór na smyczy, której wcale się nie bał i szedł jak piesek tylko swoimi drogami. :) Brałam go także do rodziców, którzy mają ogród, żeby trochę pochodził po trawce. Teraz kiedy jest już starszy nigdzie go nie zabieram, bo to zbyt duży stres dla niego. Potrzebuje już tylko spokoju. Bardzo dużo śpi. Jest do mnie bardzo przywiązany. Od kilku miesięcy śpi ze mną codziennie. On na poduszce, a ja na jaśku. :) Dzięki temu dobrze się czuje, bezpiecznie. To niezwykły kot.
W następnym poście opiszę historię Tosi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moje koty w 2022 roku

Witajcie moi Kochani.  Wisia Rok 2022 był bardzo trudnym rokiem dla mnie, ponieważ musiałam podjąć bardzo ciężką decyzję dotyczącą Wisiuni. ...