Tosia
pojawiła się w naszym domu dokładnie 6 października 2014 roku.
Dijuś miał wtedy 11 lat. Był to poniedziałek, pierwszy dzień w
pracy po urlopie. Od razu dowiedziałam się, że przed budynkiem
miejsca gdzie pracuję znajdują się w kartonie 3 maleńkie kotki.
Strasznie płakały i krzyczały z głodu i zimna. Zostały zbyt
wcześnie zabrane od mamy. Natychmiast zaniosłam je do budynku,
dałam im mleczka. Uspokoiły się i zasnęły. Postanowiłam zabrać
je do swojego domu. Okazało się, że były to 2 kocurki i kotka.
Ich wiek określiłam na 2 tygodnie. Kotki miały ogromny apetyt.
Karmiłam je mleczkiem ze strzykawki. Kiedy tylko przychodziłam je
nakarmić właziły na mnie na zmianę i głośno miauczały. Gdy
się najadły natychmiast się uspokajały. Po kilku dniach pobytu u
mnie postawiłam kuwetę i od razu wiedziały do czego służy. Tosia
od początku miała już imię. Mimo, że szukałam dla niej domu, to
w głębi duszy nie chciałam jej nikomu oddawać. Dla kocurków
znalazłam domy. Tosia została z nami. Kiedy była mała wszystko
było dobrze. Jednak kiedy stawała się coraz większa zaczęła
skakać na Dijusia co bardzo go denerwowało. Było to bardzo częste.
Nie wiedziałam jak sobie z tym poradzić. Nie pomagało zmęczenie
jej zabawą, zamykanie na kilka minut w pokoju, krzyczenie na nią.
Dijuś stał się kłębkiem nerwów. Dostawał tabletki na
uspokojenie, które nie pomagały. Wyobrażam sobie co działo się w
domu kiedy byłam w pracy. Dijuś był całkowicie bezbronny, a ja
bezradna. Tosia rozgrzebywała ziemię
w dużym benjaminku. Próbowałam ją zniechęcić do tego pryskając
ją wodą - bez rezultatu. W nocy Tosia nie spała. Właziła pod
kołdrę i gryzła moje stopy. Przychodziła do mnie i cmokała mnie.
Wiele nocy nie przespałam. Wiele razy mnie podrapała i
pogryzła. Nie umiałam z nią postępować. Nie rozumiałam
jej. Nie wiedziałam dlaczego tak się zachowuje. Wszystko wyjaśniło
się dopiero po kilku miesiącach. Ale o tym w następnym poście.
Tosia - luty 2017 |